Obudziłam się dzisiaj ze straszliwym poczuciem pustki. Jakbym przez noc została przeszyta przez całe przemijanie. Tak głęboko, że nic nie ma znaczenia.
Nie mam powodów do smutku. Moje życie jest spokojne. Mam najwspanialszego partnera na świecie. Wspaniałych przyjaciół. Prace, która uwielbiam i w której jestem coraz lepsza. Nie jestem bogata, ale już nie głoduję. A przywyklam wręcz í do głodu w życiu. Wszystko się układa. Nie ma żadnego dramatu. A jednak czasem wszystko we mnie zostaje zalane fala smutku.
Moje życie poznaczone było licznymi tragediami. Śmiercią najbliższych, lękiem o innych. Czasem zastanawiam się, czy po prostu nie umiem żyć, gdy nastaje spokój. Zawsze, jak w piosence Florence, przywyklam do życia w chaosie. Myślałam, że to przez niego nieraz muszę cały dzień przepłakać.
Teraz wiem że smutek jest po prostu częścią mnie. Częścią, która muszę nie tylko akceptować. Muszę ją też kochać. Przytulić czule, jak wszystko dookola. Ugłaskać w sobie, jak wszystko inne. Pozwolić sobie go czuć, a nie uciekać przed nim.
Poniedziałkowy poranek nie jest najlepszą porą na bycie objętym przez ramiona smutku. Na bycie pożartym przez własną dziurę pod sercem. Ale pory na to się nie wybiera. Tylko w dorosłym życiu czasem trzeba poczekać, kiedy smutkiem można się zająć, pośpiewać mu w sobie uspokajające kołysanki. Ale i na to znajdę czas.
Musze znowu dłużej, niż tylko przez jeden dzień, porozmawiać z sobą. I zastanowić dlaczego w spokojnym życiu nieraz pragnę się zniszczyć.
"maybe I've always been more comfortable in chaos"
Oj jak ja lubię takie introspekcje. Jak na moje, jeszcze, pseudoterapeutyczne oko sama sobie poniekąd odpowiedziałaś. Być może właśnie jest to powiązane z nieprzerobionym poczuciem straty, który zaowocował faktem, że tak trudno cieszyć się z tego co tu i teraz, bo
intuicja podpowiada, że to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe i musi się sypnąć.
Może właśnie stąd wynika to gdzieś ukryte głęboko w Tobie przekonanie, że życie to chaos, więc gdy jest zbyt dobrze, wręcz budzi to w Tobie obawy, bo przywykłaś do nieco Polecam rozdział o smutku z książki Agnieszki Jucewicz "Czując". Dla mnie wniósł jakiś nowy pierwiastek samoświadomości do mojego mentalnego świata. Ściskam mocno! 😊
Zjadlam słowa ;p. Powinno być "przywykłaś do nieco innego schematu". 😊
Książkę znam, przeczytałam jakiś rok temu. Fakt, że w dobry sposób prowadzi do zrozumienia.
Wiesz, ja nieraz po prostu używam tego minibloga żeby sobie wylać też smuteczki, właśnie tak pisząc sobie pewne rzeczy poukładać. I wiem właśnie, że nieraz muszę zwolnić, zakokonic się ze smutkiem, opłakać pewne sprawy. I potem znowu będzie spokój 😅
I właśnie moje życie w dużej mierze ociera się o chaos i dosłowne tragedie. Też przez pracę. Zdaje sobie sprawę, że ja trochę się tym żywię 😂🤭I pozwalam sobie na jedzenie tego typu, byle nie przegiąć. Już wypracowałam chyba balans. Ale czasem muszę....zwolnić w braku chaosu i wylać to, że zamiast na zewnątrz, narasta on w środku. Chyba będę miała właśnie teraz ten moment.
I bardzo dziękuję za konstruktywny komentarz😊
"nieraz po prostu używam tego minibloga żeby sobie wyrzygać też smuteczki, właśnie tak pisząc sobie pewne rzeczy poukładać." -- wersja poprawiona przeze mnie.
tak serio to siedź i płacz i się smuć ile potrzebujesz tak w miarę w zdrowych granicach.