Tori Amos wróciła do mnie jesienią. Brzmi tak samo jak przed laty, tak samo wdziera się do serca. Opowiada swoją historię, ale ja w jej słowach mogę znaleźć znów część swojej.
"I've been hiding your ashes
Under the tree house"
Od kiedy mieszkam na Wyspie, snieg w listopadzie nie zamraża mi serca, opadając lepkimi płatkami na język, a trafiając do wnętrza. Stał się normalny, stał się faktem.
Nie mam tu wielu drzew, ale nadal to z nimi rozmawiam o twojej stracie. O twojej śmierci. Odszedłeś najdosłowniej, zostawiając mi tyle pięknych wspomnień i skojarzeń.
Jej rude włosy jak zaczerwienione drzewa, wysoki głos i nadchodząca zima. Wszystko tego wieczoru połączyło się w ciebie.
Odszedłeś i brakuje mi ciebie, zawsze będzie. Czas tego nie leczy.
Czasem ta pustka uderza we mnie, aż zabiera mi oddech. Boli. Ale nauczyłam się żyć z tym bólem, jak z każdym innym. I nauczyłam się szczęścia obok bólu. Zresztą....ty zawsze wiedziałeś, że tak będzie, prawda? Znałeś moją naturę, która nie umie się oddać pustce i rozpaczy.
W listopadzie więc będę żyć w pełni i nie chcę mówić o twojej śmierci. Chcę celebrować życie, gdy wrócę do mojego dawnego, twojego na zawsze miasta na ten jeden wyjątkowy tydzień. Postanawiam nie bać się tego krótkiego powrotu.
Ani słowa o śmierci tym razem. O niej rozmawiam z drzewami. Mchem z ich kory ocieram łzy.
Każde słowo o śmierci zamienić się musiałoby przecież w życie.