Nie wiem, czy zauważysz ten list braciszku,
pośród tak wielu kartek.
Zabłądziłeś w dobroci.
Zabłądziłeś w mądrości.
Została tylko miłość,
słońca nad horyzontem,
wiry i głębia światła.
Mówiono, że poderżnąłeś gardło tęczy
i podstawiałeś wiadra swych obrazów
nie jak malarz, lecz jak rzeźnik.
Mówiono, że zabrakło ci czerwonej farby
i wtedy...
Mówiono, że chciałeś zjeść słońce,
lecz to ono wyjadło ci mózg.
Mówiono...
Nie wierzę w twój mit,
czuję tanie wino,
widzę brudne ręce.
Słyszę szept:
Jak to dobrze, że farby nic nie czują.
Próbowałem z ludźmi, lecz uciekli...
Już nie krzyczę,
to wszystko było wczoraj,
dziś jest tylko duszno.
Byłem na spacerze.
Wiesz, odkryłem że buty i oczy są tym samym,
że światło i błoto jest tym samym,
dlatego znowu muszę iść.
Ostrożnie braciszku.
Wrażliwość podwaja istnienie,
przyspiesza czas.
A jednak pójdę.
Nie zamknę oczu, gdy przyleci światło,
by wydziobać ziarno spojrzeń lub źrenice,
nawet gdyby miało czarne skrzydła.
Przecież mówiłeś, że światło...
Mówiłem o innym świetle.