Nawet pośrodku ciemnej 

Pozbawionej snu nocy

Nie jesteś samotną wyspą

Bo ta pełna jest własnych szeptów

I głosów niesionych wiatrem

One cie nie skrzywdzą 

 

Lęk to tylko odczucie

Plątaniny myśli w ciemności 

Strach przed tym co nadejdzie

Nie dotknie odbitego w lustrze

Zbladłego policzka zimnym palcem

 

Zranisz się sama

Zranisz sie życiem 

Szkłem pękniętej butelki

Rozwalonej w ataku paniki o mur 

 

Ukruszonym zębem

Haczącym o błękitną linię życia 

Biegnącą przez nadgarstki

Rozerwiesz rozkrwawisz

To o czym bałaś się powiedzieć 

 

Lisy zjawiają się już od lat

Na miejskim cmentarzu

W ich oczach odbijają sie

Iskry zapalonych za ciebie

Przedwcześnie zniczy