mojego ojca nie znosili za to, że zaciążonym sukom ścielił posłania w piwnicy. znam zapach sierści, wymieszany z wilgocią betonu i wonią ogórków z górnej półki. gdzieś pod lasem na świat przychodził kolejny miot niechcianych saren, a w naszej piwnicy matki wylizywały ślepotę z oczu świeżych szczeniąt. sarny przed świtem staną na nogi. małe do rana będą musiały być cicho. wiadra gotowe są na topielce, ale póki co stoją puste, jak ramiona, które nie chcą przyjąć życia. świat pachnie narodzinami na mokrym mchu, na zapomnianym śmietniku, w przydrożnym rowie. możliwe, że od nich pochodzi moja prawda. z zadrapań, ugryzień i drobin betonu wciśniętych w dziecięce kolano.


Reposted from damapik