Mam na to tyle głodnego miejsca
Jak przestrzeni w płucu na
Powtarzalny oddech od
Którego zależy moje życie
Daj mi więc Panie
Cierpliwą wędrówkę opuszka palca
Na cienkej wzburzonej skórze powieki
Gdy śnisz uparcie ból i stratę
Szlak żyły na dłoni zapamiętany jak
Jedyna mapa która nie blaknie w mej pamięci
Wrażliwość kropli śliny na sutku
Słony zapach linii szczęki
Każdy z krzyków i wstchnienie tuż po
Łzę przemieszaną z kroplą potu
Nieczułość jasnej zawsze tkanki blizn
Ciągle jednak uparty blask i łaknienie
Zmieszczę wszystko jak katedra
W której modlitwa na zdartych kolanach
I czuwanie i chwała na wysokości
I wieczną rozkosz racz jej dać Panie