Od rana pytają mnie, czy wiem, że nie żyje. Trochę bałam się tych pytań. Okazuje się, że jednak nie bolą.
Zniszczyłam jego maskę do radioterapii. Oddałam prześcieradło do prania. Tyle. Koniec. Nic więcej nie ma. Trzeba więc jak zwykle, łagodnie przejść na stronę życia. I zająć się tymi, którzy nadal oddychają. Którzy potrzebują troski.
Nie mogę tylko przestać myśleć o tym, kto zajmie się jego kotem. Tym, który czasem przychodzi na moje podwórko i zagląda mi w okna. Przemyka mi myśl, że przecież mam tyle miejsca w życiu. Nie wiem tylko, kogo miałabym o to zapytać.
ostatnio jedna osoba z rodziny mi odeszła. druga się urodziła (dużo za wcześnie) więc się wyzerowało brzydko mówiąc. i te narodziny w dziwny sposób przysłoniły tą śmierć (w pięknym wieku)
Rozumie o co chodzi. Po prostu...śmierć ostatecznie jesg częścią życia, które dalej się tocząc, przykrywa stratę. Gdyby tak nie było, świat chyba dawno by się już rozpadł.
w tym ostatnim i poprzednim przypadku pocieszyła mnie myśl o pięknym wieku i końcu cierpienia. a z narodzin mam bekę. bo leży takie małe niecałe 2kg w inkubatorze i z pieluchą po pachy i jest człowiekiem. i chociaż póki co śpi, je i kupka to wszyscy się cieszą. taki krąg życia.
Tak, to jest czrwot myśl, której w niektórych przypadkach można się trzymać.
A wyobraź sobie, że też taka mała byłaś 🤣
I dokładnie. W przedziwny sposób piękny, choć czasem zatrważający cykl Życia - Śmierci - Życia.
23 sierpnia 1999 zmarł tragicznie w wypadku samochodowym mój wujek. 5 września tego samego roku urodziła się moja druga siostra. Wtedy pomyślałem mając 11 lat, że właśnie doszło do wymiany życie za życie.
Ktoś zrobił miejsce, żeby ktoś inny mógł przyjść. I to jest zaskakujące, jak nieraz, jako dzieci, wręcz niezwykle naturalnie to pojmujemy i przyjmujemy jakoś. Bez całej późniejszej otoczki.
bo trochę tak jest. coś się kończy coś się zaczyna.
i co ciekawe nowy Członek mojej rodziny za kilka dni "wraca" ze szpitala do domu. chociaż samodzielnie w domu jeszcze nie był, ale wszyscy mówią że wraca. to ciekawe jest:p