Jestem Tą, Która Wie. 

Wczorajszy smutek i niepokój, narastający godzina po godzinie. Myślałam, że chodzi przede wszystkim o pożegnanie z kimś, kto wyjeżdża z Wyspy. Jeszcze nie wiedziałam, że chodzi o inne pożegnanie, ostateczne. Żadnych ostatnich słów, żadnego ostatniego spojrzenia. Śmierć zazwyczaj nie pozwala nam na nie. 

To nie pierwsza noc, gdy piłam, gdy tam, w nocnym mieście, ktoś umierał. Te lata temu wiedziałam jednak, co usłyszę rano. Tym razem nie wiedziałam, wiedząc. 

Przeczucia, przeczucia, przeczucia. Scenariusze są takie same. Znam inne, ktore się powtórzą, ale nie będę ich głośno wypowiadać. 

Alkohol wlewany w żyły zawczasu, nie mogący ich wypełnić tak, jak bym chciała, choć nie znałam powodu. Kiedyś mój przyjaciel powiedział jak Gaiman, że nic innego, żadnego innego pożegnania, gdy zabije go rak- tylko wino i śpiew. 

I było piwo zamiast wina i najpiękniejsza audycja radiowa zamiast śpiewu. Cudza uspokajająca niedosłowna obecność. I żegnałam, nie wiedząc, że żegnam. Pomiędzy sierpniem a listopadem, śmierć ktorą wybrałam. Historia człowieka, którą się zaopiekuję, gdy odszedł, choć był mi obcy. Wiedziałam, co czeka mnie, jeśli ta saga nie skończy się dobrze. To cena, którą jestem gotowa płacić. 

Jestem Tą, Która Zbiera Kości i układa z nich życie. 

 

Rak i serce, które stanęło w szpitalnej sali. 

 

Mój Kruk zmarł dziś w nocy. 

Być może odleciał z Huginen i Muninem na sam czubek Drzewa Świata. Widzi więcej, choć mam wrażenie, że zawsze spoglądał o wiele dalej, niż my kiedykolwiek zdołalibysmy dostrzec. 

Nigdy nie dowiem się, co zobaczył w moich kartach.