Dla was to zwykły garnek. Dla mnie najcudowniejszy prezent świata. Najcudowniejszy tym bardziej, że niespodziewany. 

Od dłuższego czasu marzy mi się garnek, w którym mogę piec chleb. Ciężki, żeliwny albo kamionkowy garnek, który rozgrzewa się tak, że robienie w nim chleba uznaję za sport ekstremalny. Niestety, na Islandii, gdzie mieszkam, ów rzeczy są niebotycznie drogie. Jak wiele zresztą. Odłożyłam marzenie o garnku na półkę. Na bliżej nieokreślone kiedyś. 

 

Tym większe moje zdziwienie było, gdy mój mąż wpadł do domu z ciężką paczką. To dla ciebie, powiedział. Zgłupiałam. Nic nie zamawiałam. W ogóle rzadko coś kupuję. Rozpakowałam i nie wierzyłam. Garnek. Żeliwny. Ciężki. Idealny do pieczenia chleba. 

Okazało się, że mój mąż w porozumieniu z naszymi przyjaciółmi zamówił mi garnek w Polsce. I od paru tygodniu czekał na paczkę. Żeby zrobić mi prezent. Bez okazji. Bez powodu. Z miłości. 

 

Można się śmiać, że to zwykły garnek. A kajak stereotypowa kobieta chcę piec chleb. Ale ten garnek i ten chleb to coś więcej. Ten garnek i ten chleb to dosłowny znak miłości, która jest między nami. To nie jesg zwykły garnek. To najbardziej dosłowny sposób, żeby powiedzieć "kocham cię". 

Chce mi się płakać najładniejszymi łzami.