Doskonale nie wiem co dzisiaj czuję. 
Dawno nie byłam zarazem tak szczęśliwa i tak obdarta ze skóry, wrażliwa na każdy podmuch. Dawno nie czułam tak słodkiego smutku, jednocześnie będąc rozpieraną przez radość. 

Wracam, po 2 latach, do tych których kocham, choć na jeden tydzień. Przygotowałam bilety lotnicze. Sprzątam mieszkanie i wietrzę pościele w ostatnim jesiennym przebłysku słońca. 

 

Nie mogę się doczekać. I strasznie się boję, a mój strach nie ma jednego imienia. Śmieję się, a do oczu napływają mi łzy. I być może nie powinnam się pytać dlaczego to czuję, tylko pozowlić sobie czuć. Wybrzmieć każdej emocji. Może nie potrzebuję do tego umysłu. 

 

Pamiętasz, jak pewnej jesieni wirowaliśmy pod drzewami w poznańskim parku do tego kawałka, ty śpiewając, a ja fałszując okropnie, krzycząc, pytając, where is my mind. Wyrzucając zagubienie, lęki, by na ich miejsce wtłoczyć w żyły radość. 

Żółte liście i absolutny mrok nocy. 

 

Znów zawiruję.