Idąc z kawą po korytarzu oddziału usłyszałam jak ktoś za mną woła. 

Prince Polo!

( Na Islandii ten wafelek jest bardzo popularną częścią kultury)

Zamarłam. Tylko on tak za mną wołał, co oburzyło dziewczyny z mojej pracy, bo była w tym jakaś pogarda co do imigrantki. Pacjent, który w momencie utraty zmysłów przez inną niż rak chorobę chciał mnie kupić. Ten, który potem przeprosił, gdy leki psychotropowe trochę go ustabilizowały. Ten, któremu pochopnie, żartem, rzuciłam "pójdziemy na kawę jak wyzdrowiejesz", gdy spotkałam go przed oddziałem.

Zamarłam, sądząc, że przyszedł odebrać obietnicę. Człowiek, przez którego uniosłam się kobiecą dumą, bo przecież nie jestem towarem. I któremu szybko wybaczyłam przez okoliczności. W końcu łatwo duma zabiera we mnie głos- ale przecież zawsze wybaczam i mam tyle czułości, gdy tylko widzę, że ktoś chce. Chce naprawić. Chce mnie w swoim życiu. Czasem wystarczy jedno zdanie i pokazanie, że się chce mojej obecności. Nawet w najbardziej szorstki sposób. 

W jego przypadku nie chciałam, żeby był częścią mojego życia, ale życzyłam mu dobrze. Znalazłam w sobie te odrobiny czułości dla człowieka, który namieszał sobie w życiu. 

 

Zamarłam, ale po chwili obróciłam się i zobaczyłam go. Siedział na wózku. Wcale nie wyzdrowiał. Schudł jeszcze bardziej. Wrócił....wrócił do nas na oddział. A więc umiera. Najczęściej wtedy wracają i nie ma happy endów ponownych spotkań. 

Pomachał mi. 

-Miałeś tak do mnie nie mówić! - odpowiedziałam z uśmiechem i pozorną tylko złością, bo co więcej miałam mówić? Pękło mi przez moment serce. Zaraz poprawił się, zwracając się do mnie po imieniu. Zażartował szorstko, z przekąsem, że jednak się spotykamy. I ponownie, w piątek, jeszcze potem parę razy. Kiedy cały plan leczenia będzie gotowy. 

Po raz pierwszy zwróciłam tak bardzo uwagę na jego oczy. Błękitne, jaskrawym błękitem niezapominajek. Kolor wiosennego nieba utopiony w czerwieni przekrwionych oczu, typowych dla długoletniego alkoholika. 

Przerzuty do kręgosłupa. Ból. I szorstka duma w całym tym odchodzeniu. 

 

Będac tutaj co dzien uczę się, jak kruche jest życie.

Jak wygląda samotność. 

Uczę się też jak cenna jest śmierć bez bólu.