Krzyk łamanych pod butami
Kręgosłupów zmrożonych traw
To moja ulubiona
Piosenka zamierania
Suche żółte liście jeszcze szepczą
Wkrótce przemokną jak nasze oczy
Łzy niosą w sobie ulgę pamiętaj
Gdy zamarzną będziemy wiedzieć
Z magii kształtu drobiny kryształu
Dlaczego nadal oddychamy
Może właśnie po to by przeżyć
Bolesne piękno zimnego światła świtu
Po całkiem bezsennej nocy
Pomniejsze samobójstwa spowite dymem
Obudzić w sobie ziarna i poczwarki
Które schodzą do podziemi wspomnień
To nadal ma banalny
Ludzki sens przebudzeń
Zawsze umierają przy końcu roku
Padają jak muchy bo czują że kończy się czas
Tak mówili w sterylnych salach hospicjum
Jesienne wiersze pełne są zawsze śmierci
Pomio tego zimnym opuszkiem palca
Nakreślę ci na drżącej wardze
Pocałunek pełen czułości