Codziennie oglądam wnętrza ciał
Bezkrwawe wiwisekcje
Prawie dotykam tych białych kości
Obrośniętych ciemną masą mięsa
Serca widzę wszystkie pęknięcia
I rysy na pofaldowaniach umysłu
Ale nadal nie widziałam
Duszy
Nie widziałam a uwierzyłam
Że to ona ulatywała z dygocacego na
Moich dłoniach ciałka drozda
Nie słyszałam a pokładam nadzieję
Że to ona ze skwierczeniem odeszła
Z jednoskrzydłej tlustej muchy
Naiwnie szukam więc gdy mowa o świetle
Które jest jaskrawe w ciemności
Zamyka się za źrenicą tak
Że nigdy nie opuści twojego kosmosu
Dotknij mnie więc tam gdzie
Zbiera się cała moja miękkość
Ufam twoim dłoniom nawet
Gdy będą miały ścisnąć mięsień
Mojego serca jak nabrzmiały
Sokiem owoc wypij go
Weź wszystko ale pamiętaj
Są jednak rzeczy o których
Nie można szeptać nawet samemu sobie
W mowie ludzkiej niszczeją
Są jednak rzeczy których nie można zobaczyć
Poza ciemnością blakną
Są jednak rzeczy w które można tylko wierzyć
Czuciem który umyka nawet
Najwrażliwszym dloniom