Ma tylko 30 lat i jest moim pacjentem. Okropnie umiejscowiony guz mózgu. Astrocytoma. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego maja takie piękne nazwy.
Astrocytoma. Skąpodrzewiak. Brzmią jak poezja. Czy najlepsze wiersze nie powstają z miłości, ale i śmierci?
Codziennie, gdy przychodzi, walczymy o jego życie i zabieramy mu wzrok. To cena. Żeby żyć, musi zapłacić oczami. Przez guz biegną nerwy wzrokowe. Nie idzie zniszczyć jednego, nie pozbawiając go drugich.
To ostatnie tygodnie, kiedy widzi ocean. Zachody i wschody słońca. Sierpniowe jagody. Twarz ukochanej kobiety, która codziennie przychodzi z nim na zabiegi.
Za każdym razem, gdy kładzie się na stole, myślę o tym, co mu zabieram, żeby mógł dalej oddychać. Być.
Życie żąda wygórowanych cen. Organizuje najokrutniejsze żarty.
Dzisiaj myślę znowu przez moment o tym, jakich cen nie chciał zapłacić 12 lat temu. O decyzjach, których nikomu nie wolno oceniać.
Zastanawiam się, czy gdyby miał oddać wzrok, zdecydowałby się na życie. Głupie gdybanie, Malarzu, wiem.
Przecież z góry mówili, nie ma szans. Maksymalnie pół roku sprawności, a potem pikowanie w dół, żeby roztrzaskać się popisowo i boleśnie na dnie bólu i śmierci.
Czasem nie ma ceny, którą można zapłacić, a nam, reszcie, zostaje być mimo cen utraty i tęsknot.
Oglądając niektóre zachody słońca będę myśleć, jak wyglądają cudzymi oczami.