Nucę ciemnym nie głosem w głowie

Która wiecznie jest jak rozstrojone radio

Push the sky away

Zastanawiam się czy ciągle potrafię

To zrobić 

Gdy to uczucie zagnieżdża się we mnie

Jak deszczowa chmura

Która codziennie i nieustannie

Zwilża mi serce

Pal licho tę ożywczą mżawkę

Którą mnie podlewa 

Dzięki ktorej tyle we mnie

Zakwitło nagle na nowo

Wybuchło jak arktyczne lato

 

Gorzej jednak jest w dni burzy

Gdy tonę w powodzi od tej wody

I w przerażeniu obgryzam paznokcie

Wypłakuję ten nadmiar 

Mówię sama do siebie szeptem

Miała być czułość a nie miłość

Durna naiwna idiotko 

Nie możesz tego mylić pochopnie 

 

Po wszystkim nad ranem zakładam 

Czerwone kalosze 

I żółty jadowity sztormiak 

Na wszelki wypadek bo może 

Źle rozpoznałam znowu własną prognozę

Jestem wyspą tu zawsze jest niestabilnie

Zbieram połamane gałązki

Sprzątam jakoś ten bałagan 

Zamiatam resztki ulewy do studzienek 

Zlewam do ścieku 

Niech spłynie to do oceanu

 

Któremu już będzie naprawdę 

Wszystko jedno

Ocean nie zażąda od zwykłej wody

Żadnej z nazw