Wciąż pamiętam uczucia tamtej wiosny
Jeden z was powiedział
Są dwa rodzaj poezji
Ta która mówi o całym wszechświecie i
Kondycji ludzkości
I ta poezja w której poeta przelewa siebie na papier
A inni odnajdują siebie w jego unikalnym ponoć uczuciu
Nobla dostaje zawsze tylko tak pierwsza
Bo wszystkich obchodzi świat
Ale nigdy nie człowiek.
To było dzień po naszych urodzinach
Rok przed śmiercią pierwszego z was
Kiedy jeszcze leżeliśmy w trójkę
W jednym łóżku jak zwykle ciasno spleceni
Jak nigdy nie przycinane krzewy
Kwietniowe dzieci
Łaknące pierwszych kropli deszczu na rozgrzanej tak słońcem ziemi
Że oto zjawia sie przedwczesny petrichor
Zawsze mając za mało mieliśmy nadzieję na wszystko
Byliśmy jak budzące się po zimie życie
I ten śmiech w nas z nas że to wszystko przez nic nie znaczące gwiazdy
Które dały nam kiepski horoskop
Pamiętam wciąż jakby było to wczoraj
Życie przed tą falą ktora dotarła na brzeg zbyt szybko i gwaltownie
Zmywając 1/3 całego sensu jaki potrafiłam wtedy znaleźć w cudzych oczach
Nie wiedziałam jeszcze mając 21 lat że trochę później
Będę potrafiła przeżyć wszystko
Ciemne włosy zlepione jego własną krwią
Ciało niczym biały marmurowy posąg Michała Anioła rozciągnięte jak żagiel na dywanie
I długie sprzątanie błaganu który został
Nie wiedziałam że przeżyję kolejną falę
Która zmyje całość zostawiając mnie
Wycieńczoną na brzegu
Z trudem łapiąca oddech
Mimo to jak automat wciągającą powietrze do gąbki płuc
Skoro jest życie po was to istnieje nawet na najbardziej jałowej z planet
Lecznicze zioła wyszperam
W kraterach gdzie nie sięga tlen
I rozdam zanim sama się uleczę
Dla mnie zawsze wystarczy
Mam ciągle tyle wody do wypłakania nad ludzkim losem
Ile bym niosła też dla was w plecaku w spalonymi słońcem górach
To źródło nie wyschnie
Choć nadal potrafię płakać tylko przy ludziach
Których policzę na palcach jednej ręki
Mam 34 lata
Każdego kwietnia jestem coraz bliżej śmierci
Każdego kwietnia jestem też od niej coraz dalej
Nieustannie piszę do was listy
I kiepskie wiersze których nikt poza mną nie zrozumie
To nie szkodzi nie dostanę Nobla
Nie umiem ani trochę w ludzkość choć umiem odrobinę w drugiego człowieka
Wciąż pamiętam uczucia tamtej wiosny
I wiem na pewno że istnieje jeden rodzaj
Życia po śmierci
Tych którzy uparcie zostają
Budząc się każdego poranka
Przecierają oczy że zdumienia
Po czym
Spogladają w lustro i w tunelu źrenic
Próbują dostrzec nie ciemność
A całą tę czułość i tęsknotę
Dzięki której żaden z was nie umarł