Czuję się dzisiaj nie tak, jakby tylko wciągnięto mi śruby z kości, gwoździe z łapy.
Czuję się, jakby ktoś wyciągnął mi długi cierń, który od miesięcy tkwił w sercu. Załatał dziurę w płucach, przez którą uciekało mi powietrze.
To koniec. To początek.
Moje serce czuje się banalnym ptakiem wreszcie wypuszczonym z klatki. Bojowym rudzikiem, szczebioczącym szczygłem, pikującą z kamiennej wieży pustułką. Moje serce jest tym zielonym dzięciołem, którego uratowałam niegdyś, jako dziecko, gdy złamał skrzydło.
Mogę odlecieć, nie mam ciężaru u szyji.
W tym slońcu dzisiaj, widząc horyzont- dawno nie czułam się tak wolna.