Kiedy moja najepsza przyjaciólka napisała mi dzisiaj życzenia z okazji Dnia Przyjaciela, w biegu, kiedy byłam w pracy i w obliczu wielu innych wieści, nie miałam czasu odpowiednio się wzruszyć. Emocje i przemyślenia docierały do mnie w ciągu całego dnia.
To między nami oczywiste- to jest miłośc. I mimo wielu kryzysów w relacji, jesteśmy dla siebie ważne. Jesteśmy siostrami, chociaż nie dzielimy tych samych genów. Planujemy razem starość oraz to, jak będziemy we dwie wkurwiać mojego męża, zachowując się niepoważnie tak, jak potrafimy tylko we dwie. Nie rozpisałam się wtedy za bardzo, pisząc tylko "Ty wiesz" i kontynuując inne rozmowy. Bo Ona wie. Zna też moje napady czułości, kiedy miłość pęka we mnie jak dojrzały owoc i wylewa się. Kiedy mówię ważne rzeczy. Bo je trzeba mówić. Kiedy ktoś jest dla nas ważny i czujemy, że chcemy powiedzieć "kocham"- zawsze powinniśmy to robić.
Napisałam za to dłuższe życzenia człowiekowi, którego znam od niedawna, ale czuję się, jakbym znała go z jakiegoś poprzedniego życia. Mówiłam mu już, że gy go poznałam, miałam wrażenie, że jakiś czas temu po drodze zgubiłam przyjaciela, ale teraz nagle go znalazłam. Wzruszyłam go. Śmiał się, że nie mogę mu tak robić, bo nie może nagle zacząć płakać nad telefonem w nowo zaczętej pracy. Pamiętam, jak mówił mi, że to, co dzieje się między nami to coś, czego do tej pory nie znał. Zawsze miał wielu znajomych, partnerów, ale nigdy nie miał przyjaciela. Kogoś, z kim łączą go platoniczne emocje, tak podobne do miłości. Podobne? To jest miłość. Ale innego rodzaju. Tak samo ważna miłość, której jednak często na co dzień nie doceniamy. I serce mi się raduje, że on może jakoś uczyć się tej miłości ze mną. Że znaleźliśmy się w tym trudnym momencie jego życia.
Siedzę w domu, słuchając muzyki i myślę. I pewnie rzucę coś o Dniu Przyjaciela temu, ktorego poznałam już na Islandii, parę lat temu, w ciemnym okresie życia, a który mieszka u mnie chwilowo, zaczynając na Wyspie na nowo. Temu mrukliwemu, trudnemu, z którym mogę nie rozmawiać tygodniami- ale wiemy, że możemy na siebie liczyć. Który też jest dla mnie jak starszy brat, z którym biję się dla żartu, kiedy oboje za dużo wypijemy. I pewnie zrobię mu kolację, gdy będzie zmęczony po pracy, wypominając dla żartu, że jestem dla niego za dobra. Nasza przyjaźń ma bardzo specyficzny język.
Ci i jeszcze paru ludzi, trochę dalszych, ale bardzo ważnych. Ten, z którym niedługo dotknę się po raz pierwszy. Dziewczyna, z którą wiele wieczór przpełakałyśmy podczas jej decyzji o wychodzeniu z nałogu, która wyjechała, a z którą rozmawiam, kiedy tylko się da. Urocza dziewczyna z pracy z dalekiego azjatyckiego kraju, która staje mi się bliższa i bliższa, z każdą rozmową, czasem, ktory urywamy dla siebie i tylko dla siebie podczas przerw. Pewien Węgier, dzieciak, który zgubił się i wrócił i specjalnie ze swojego kraju przywiózł mi i mojemu mężowi dwie butelki dobrego wina. Dziewczyna, która podróżuje z nami po świecie, którą znamy ponad 10 lat i biegamy przy sobie nago jak rodzeństwo. Dziewczyna, z którą nie widziałam się jeszcze na oczy ( wierzę, że to nastąpi!), a mam wrażenie, że jest piękną osobą i o której wiem, że zawsze mogłabym się jej wygadać. Tylu wspaniałych, tylu pięknych ludzi.
Dopiero od niedawna rozumiem, jaką jestem szczęściarą. To, że zdarzył się parę razy cud wejścia w głębokie relacje z ludźmi, z ktorymi mogę się nie tylko bawić- ale mogę z nimi i płakać. Jestem szczęściarą, bo mimo, że kiedyś straciłam dwóch najbliższych przyjaciół, zabrała ich śmierć w przeciagu dwóch lat-na dalszej drodze znaazłam kolejnych wspaniałych ludzi, dla których "warto było nie zawisnąć na gałęzi". Zrozumiałam to też niedawno, gdy skupiłam się nadmiernie na kolejnej stracie i szarpaniu serca przez osobę, z którą chciałam być blisko- na siłę.
Otworzyłam oczy. Na nowo dostrzegłam, ile mam.
Niezaprzeczlanie, mój mąż też jest moim przyjacielem, kimś, kogo kocham każdym rodzajem miłości- ale dzisiaj nie o nim. Dzisiaj o tych wszystkich, za ktorych jestem wdzięczna. O tych wszyskich pięknych ludziach, z którymi mogę rozmawiać nocami i dniami tak samo szczerze, śmiać się i rozpaczać. O tych marudnych, gryzących nieraz, działających mi na nerwy. Nie są doskonali, tak jak ja jestem niedoskonała. A mimo to sobie wybaczamy. Mimo to pracujemy, bo chcemy pracować nad niektórymi ranami razem. Każda relacja nas bowiem skrzywdzi- ale możemy być ludźmi gotowymi na krzywdę. I warto podjąć wysiłek naprawiania, wspóldzielenia życia, gdy jest miłość- i nadal, ponad wszystkim, radość z bycia ze sobą. Bo to przecież radość.
Jestem dziś wdzięczna za ten najwspanialnszy, często tak niedoceniany rodzaj miłości. Najnowsze badania pokazują, że ludzie, którzy mają w swoim życiu trwałe przyjaźnie żyją dłużej i są w lepszym zdrowiu. Nie ci, którzy mają trwale związki, rodziny. Przyjaźnie.
Przy tych ludziach, którzy obdarzają mnie miłością, powinnam żyć wiecznie.