I w końcu rozumiesz, że nie istnieje żaden magiczny guślarski sposób, by uniknąć nocy.
Po prostu niektóre zachody słońca stają się tak długie, że zdają się być wiecznością. Jakby nie miało nadejść, jakby w tym różowym spokoju można było trwać zawsze.
Ale oto zmierzcha. W końcu zrobi się ciemno i cicho. Umilkną dzienne ptaki, rozedrze to tylko straszliwie krzyk płomykówki i słodka melodia słowika.
Czekając na trel skowronka, będziesz się zastanawiać, czy na świt bedziemy czekać równie długo.
Jak bardzo zmarzniemy?
Czy go doczekamy?
A może rozejdziemy się w ciemności, każde w swoja stronę, nie widząc już nigdy, gdzie drugie postawiło stopy?