Już sama nie wiem, czy jest mi w tym wszystko jedno? Czy jednak boli? 

Wiem tylko, że moje uczucia i lęki jak zwykle są najmniej istotne. Mam być z boku. Jestem. I w porządku właściwie. 

Ale jak widz w ciemnej sali kinowej, mam prawo zapłakać sama z sobą. Najlepsze to znać fabułę filmu, od pierwszej sceny wiedzieć, gdzie to zmierza i siedzieć w tym wygodnym fotelu mając mdłości od zapachu popcornu. Widziałam sporo podobnych filmów i zawsze mam nadzieje na inne napisy końcowe- ale tak mało jest oryginalnych scenarzystów. Wiekszość bawi się teraz w remake. I tyle dobrze, że On jak zwykle ma zapas chusteczek do wytarcia nosa. Oglądam w napięciu dalej. 

To boli czy nie boli jak pani rusza tym zbliznowaceniem? No?!

Bóle są fantomowe. Tak naprawdę nie mam prawa tam nic czuć.