Wczoraj Jerzy Jarniewicz dostał nagrodę Nike. Nagle, z tyłu głowy wypływa wspomnienie, jak poznałam jego poezję. Gdzieś to zapisałam, zapisałam, pamiętam tamtego chłopaka. Co z nim? Kim byłam ja? Jak wiele się zmieniło?

Zapisek z 9 stycznia 2017 roku:

I wszystko jest takie, jak powinno być.

Chce się śmiać. Na ulicy, gdy wracam do domu, zaczepia mnie chłopak. Sama nie wiem, to chłopak czy mężczyzna? Pyta, czy mam papierosa.

Nie wiem, kim jest. Może jest trochę młodszy ode mnie, a może trochę starszy. Nie wygląda na bezdomnego, ale i nie wygląda na „porządnego obywatela”. Nie wiem, czy potrzebuje pomocy. Niechlujny, zarośnięty, ale ładnie pachnący. Z wypchanym, nieforemnym plecakiem. Zmęczony, ale cały. 

Zagubiony podróżny? Autostopowicz autostrady życia, którego w tej chwili nikt nie chce wziąć ze sobą?

Chcę mu odruchowo powiedzieć, że nie palę, ale skłamałabym. Bo popalam. I tak, mam papierosy, kilka sztuk, bo zostały mi po dyżurze z Chłopcem, którego nie chcę opalać.

Pyta więc, czy mam papierosa, a ja sięgam do plecaka i po sekundzie zastanowienia daję mu nie tylko papierosa, ale całą paczkę do ręki, paczkę, w której jest po prostu kilka sztuk. Uśmiecham się i mówię mu, że mi niepotrzebne te papierosy, nie będę ich palić.

Jest zdziwiony, patrzy na mnie uważnie i jakby coś sobie przypomina.

Teraz on sięga do swojego plecaka, chwilę w nim grzebie, a ja stoję i czekam, trochę marznę, ale nie spieszy mi się przecież. I nic nie mówi, ale ja widzę, że czegoś szuka. Mam wrażenie, jakby powiedział mi to w sercu, gdy tak na mnie spojrzał.

W końcu wyciąga dość grubą, czarną książkę. Widać, że to żaden bestseller. Wyciąga ją z wypchanego plecaka i wciska mi, silnie, do moich dłoni, które same jakby czekały na podarunek.

-Tobie już trucizna niepotrzebna, a mi już niepotrzebna poezja.

Mówi szybko i odwraca się na pięcie, a ja stoję oniemiała trochę takim obrotem sprawy. Chłopak, a może mężczyzna odchodzi, jakby go ktoś gonił a ja stoję z grubym tomem nieznanej mi poezji w ręku. Jerzy Jarniewicz. Nigdy nie słyszałam takiego nazwiska.

Wszystko jest takie jak być powinno. Nic nie dzieje się bez przyczyny.

Może po czasie prozy moje życie potrzebuje też trochę poezji, którą czasem się gubi?

Słucham muzyki, która układa mentalne atomy duszy i serca w odpowiedniej koniunkcji. W swoich atomach czuję porządek wszechświata, czuję porządek planet. I czytam poezję. Karmię się nią, ani wyjątkowo urzekającą, ani wyjątkowo piękną, dość ascetyczną poezją, którą dostałam do ręki na środku głośnej, zadymionej ulicy.

Mi dano poezję w zamian za truciznę. Kiedyś znów dostanę truciznę na swoje rany, a odbiorą mi poezję. Ale wszystko jest takie, jak być powinno. Szczęście i cierpienie, ciało i dusza, światło i mrok, ciepło i mróz.

Jestem tu i teraz. I rozumiem swoim czuciem, rozumiem, choć nie umiem tego opisać.Spokój i miłość.

Czego mi więcej trzeba od życia...jak życia?

 

Nadal czytam wiersze. A kiedy następny raz zapalę, pomyślę o tym, któremu dałam wtedy papierosy.