Od paru dni moim pacjentem jest uchodźca z Syrii. Człowiek nie znający ani angielskiego, ani islandzkiego. Mówiący tylko po arabsku i hiszpańsku. Żaden z pracowników nie mówi ani w jednym, ani w drugim języku. Nie jesteśmy w stanie wyjaśnić mu pewnych rzeczy. Musimy porozumiewać się ponad słowami. 

Kiedy przyszedł po raz pierwszy na terapię był tak przerażonym bytem, że myślałam, że jego serce stanie. Bo można umrzeć z przerażenia. Zastanawiałam się, co ten człowiek przeszedł w życiu. Jak wielkiego musiał mieć pecha, by po wydostaniu się z piekła wojny wpaśc w drugie- piekło onkolpgiczne. Z ogromnym nowotworem na szyji, któy rósł i rósł, pożerając go od środka, tak, że zaczął przekrzywiać nawet kręgosłup. 

Gdy przyszedł do nas pierwszy raz był czystym przerażeniem. 

 

Po arabsku być może znam 20 słów. Może trochę więcej. Przez pracę, pewne znajomości, muzykę. Nie znam ich na tyle, by móc wyjaśnić, że radioterapia nie boli. Że nie zrobimy nikomu krzywdy. Nie na tyle, by móc wyjaśnić, jak trzeba ułożyć głowę na poduszce żeby wszystko się udało. 

Ale wystarczy czasem jedno rzucone ze śmiechem "salam alejkum" by na twarzy zagościł uśmiech, by człowiek rozświetlił się od środka i poczuł się bezpieczniej. Czasem wystarczy nic nie mówić, a mimo paniki wirusowej, trochę nielegalnie, scisnąć za rękę. Czułość można przekazać ponad słowami. Uśmiechem, dotykiem. Spojrzeniem w oczy, które mówi "jesteś bezpieczny". Człowieka można osowić jak zwierzę nic nie mówiąc. Jesteśmy zwierzętami. Tak samo boimy się ciosu i zębów, które wgryzają się w ramię. 

 

Ten człowiek nie jest już przerażeniem. Uśmiecha się. Żartuje, także ponad podziałem języka. Macha mi na korytarzu, kiedy mnie widzi. Dla żartu grozi mi kijem, który jest jednym z jego unieruchomień przy radioterapii. 

Jego nowotwór leczy się niczym w podręcznikach o cudach. Maleje. Znika. On odżywa. Jakby z naczynia cierpienia jego życie przelewało się w naczynie życia w radości. Długa droga przed nim. Ale...

Ten człowiek musi mieć niesamowitą wolę walki. Wierzę że przetrwa. I mocno trzymam za niego kciuki. 

 

Czasem marzę, że znam wszystkie języki świata i umiem się z każdym porozumieć. Zwłaszcza mieszkając w kraju którego jeżyka jeszcze nie opanowałam całkowicie. Czasem marzy mi się takie niemożliwe. 

Ale potem przypominam sobie że przecież czest wystarczy język uniewersalny. Język czułości. Tyle wystarczy.