Śnisz mi się. 
Niedługo wracam do mojego miasta, w którym nie byłam przez dwa lata. 
Nie jest ono jednak tylko miejscem w któym studiowałam i pracowałam. W którym kochałam i cierpiałam, byłam szczęśliwa i miałam łamane serce. Nie jest tylko miejscem w którym dalej żyją ci, których kocham, z którymi znów się spotkam, których utulę tak mocno, że zatrzeszczą żebra. Nie jest tylko miejscem, w którym pożegnałam dwóch przyjaciół, którzy zmarli, jeden po drugim. 


To miasto jest także twoim miastem, mimo że już w nim nie mieszkasz. Nie ma cię tam. Ale to w nim spotkałam cię po raz pierwszy i dotknęłam cię po raz ostatni. 


Więc śnisz mi się. 
Śnisz mi się w pełnię. 

Oddalamy się od siebie i zbliżamy. Nasza relacja jest pełnią i nowiem. Rozmawiamy nieraz co dzień, nieraz milczymy całym długim tygodniem. 

Śnisz mi się i w śnie nie mogę cię znaleźć, mimo że chodzimy razem do szkoły artystycznej. Szukam cię na korytarzach, ale stale mam przy sobie innych bliskich, jego, ją, więc uciekasz. Nie mogę cię dotknąć, nie mogę cię znaleźć, mimo że tym razem mam dla ciebie rysunek. To ja dla ciebie.

Wciąż mam to, co dałeś mi wówczas na pożegnanie. 

 

Wracam do mojego miasta, które było kiedyś też twoim, mój przyjacielu. 

-Myślałem przez chwilę, czy nie przyjechać. 

Nie wiem co powiedzieć. Milczę. 

-Ale to chyba za mało czasu. 

 

Nie było mnie tam dwa lata. Będę myśleć o wielu rzeczach. O wielu osobach. Bawić się. Kochać. Załatwiać mnóstwo spraw i zrywać plastry z sentymentów. 

Ale pomyślę też o tobie i wyślę ci parę uśmiechniętych zdjęć. 

Zwłaszcza Stamtąd.